Zmiana zaczyna się w mózgu

W 2016 roku włoski chirurg Sergio Canavero ogłosił gotowość do przeszczepienia ludzkiej głowy (tzn. ciała od szyi w dół). Niemal równocześnie do Indyjskiej Rady Badań Medycznych wpłynął wniosek o zgodę na przedsięwzięcie noszące wiele mówiącą nazwę ReAnima. Miało polegać na ożywieniu przy pomocy specjalnych białek, komórek macierzystych i lasera, wybranych rejonów mózgu u osób w stanie śmierci mózgowej, czyli de facto martwych. Odkładając jednak na bok sny o nieskończoności oraz – z drugiego bieguna – podejście redukujące człowieka do zbioru wiązek nerwowych, odnajdziemy między tymi skrajnościami ogromną przestrzeń wiedzy gotowej do zastosowania w życiu codziennym. Aby lepiej pomagać sobie i innym.  


Neurorewolucja a neurobełkot

Nieustannie powiększający się korpus danych wchodzących w zakres badań nad układem nerwowym człowieka, aż prosi się o uwagę szerszej widowni, aniżeli tylko ta zamknięta w czterech ścianach laboratoriów. Z drugiej strony w zalewie informacji można znaleźć wiele banału lub – co gorsza – szarlatanerii, wykorzystującej przedrostek „neuro-” do legitymizowania (i promowania) niekiedy zupełnie irracjonalnych teorii. Sztandarowym przykładem jest tzw. Neurolingwistyczne Programowanie (NLP), stanowiące konglomerat niespójnych technik zaczerpniętych wybiórczo z różnorodnych podejść terapeutycznych i zaprawionych wymyślnymi pseudo-zabiegami, które antropolog prof. Gregory Bateson (świadek powstawania NLP) nazwał „workiem ze sztuczkami cyrkowymi” (bag of tricks). Prof. Philip Zimbardo określił NLP wprost „wariactwem” porównywalnym z terapią anielską czy leczeniem PTSD wywołanego porwaniem przez kosmitów, zaś prof. Albert Bandura „neurobełkotem”. Tego rodzaju przykłady nie powinny bynajmniej zniechęcać do poszukiwań w świecie „neuro” tego, co wartościowe. Zwłaszcza że dla psychologów, psychoterapeutów, pedagogów, trenerów psychologicznych czy wykwalifikowanych coachów, poszukiwanie to może prowadzić do odkrycia skarbów.

Kompleks Edypa czy neurobiologia?

W 2002 roku Louis Cozolino – profesor psychologii na Pepperdine University w Los Angeles – opublikował głośną książkę Neuronauka w psychoterapii. Budowa i przebudowa ludzkiego mózgu (The Neuroscience of Psychotherapy: Building and Rebuilding the Human Brain). Na początku swej pracy Cozolino przywołuje zapomniane dziś dzieło Zygmunta Freuda (napisane przed intensywnym konstruowaniem przezeń teorii psychoanalitycznej) zatytułowane Projekt naukowej psychologii, w którym autor dowodził, że u podstaw życia psychicznego człowieka i zachodzących w nim przemian leżą skomplikowane interakcje między komórkami nerwowymi. Gdyby Freud nie porzucił tego tropu (notabene, jako neurolog z wykształcenia) losy psychologii mogłyby potoczyć się w całkiem innym kierunku, zaś Komitet Noblowski nie musiałby kilkanaście razy odrzucać jego kandydatury do tego zaszczytnego lauru z powodu nienaukowości jego teorii.

Główne tezy książki Cozolina dotyczą opartych na neuronauce sposobów uczenia się nowych reakcji (poznawczych, emocjonalnych, behawioralnych) przez uczestników terapii. Autor podkreśla, że istotą psychoterapii jest tworzenie środowiska „sprzyjającego pobudzaniu wzrostu nowych neuronów i integracji sieci neuronowych”. Wyróżnia przy tym sześć głównych czynników sprzyjających temu wyzwaniu. Należy do nich: budowa bezpiecznej relacji opartej na zaufaniu, gromadzenie nowych doświadczeń na każdym z podstawowych poziomów psychologicznych  (poznawczy, emocjonalno-fizjologiczny, behawioralny), aktywacja nieodpowiednio zintegrowanych sieci neuronowych (uniemożliwiających przeżywanie adekwatnych do danej sytuacji stanów), doświadczanie umiarkowanego pobudzenia na przemian z odczuwaniem spokoju i bezpieczeństwa, konstruowanie wraz z terapeutą narracji pozwalających pacjentowi na lepsze zrozumienie jego doświadczeń i mechanizmów reakcji, uczenie się przetwarzania doświadczeń w sposób umożliwiający dalszą integrację sieci neuronowych – również po zakończeniu terapii.

Kurs integracyjny

Na czym polega owa tajemnicza integracja? Mowa o zjawisku neuroplastyczności opisanym po raz pierwszy przez polskiego uczonego, Jerzego Konorskiego w 1948 roku. Zjawisko to polega na zdolności mózgu do reorganizacji szlaków neuronowych. Jak sama nazwa wskazuje – plastyczność to swego rodzaju gotowość dostosowywania się do zachodzących przemian. Każde doświadczenie – świadome lub nie – zostawia w mózgu ślad w postaci aktywowania konkretnego szlaku neuronowego, wiodącego przez obszary związane z tym doświadczeniem. Można zilustrować to metaforą udeptywania drogi na porośniętym trawą gruncie. Jedno przejście w tę i z powrotem nie zaprowadzi istotnych zmian. Jednak systematyczne, konsekwentne przemierzanie tego odcinka sprawi, że pośród zarośli ukaże się droga. Poszerzmy tę metaforę. Otóż wspomniane udeptywanie można nieco usprawnić zmieniając obuwie. Jeśli zamiast trampków założymy buty traperskie, ścieżka wyłoni się znacznie szybciej. W kontekście sieci neuronowych – tymi potężnymi butami są emocje. Jeśli przyswajana do egzaminu wiedza w jakikolwiek sposób nas poruszy, niewątpliwie zacznie szybciej (i trwalej) zapisze się w naszej pamięci. Emocje wzmacniają informację zapisywaną w mózgu.

W kontekście terapii, polegającej często na pracy z utrudniającymi życie codzienne emocjami, owa reorganizacja mózgu może przynieść upragnione rezultaty dzięki temu, co Cozolino nazywa hamowaniem korowym. Gdyby posłużyć się powszechnym uproszczeniem dzielącym mózg człowieka na trzy piętra (od najniższego poczynając: pień mózgu – jako obszar reakcji wegetatywnych, układ limbiczny – jako piętro reakcji emocjonalnych, i kora mózgowa – jako część odpowiadająca za wyższe funkcje poznawcze) – hamowanie korowe polegałoby na zatrzymywaniu przez piętro najwyższe alarmu wszczynanego przez układ limbiczny (chodzi przede wszystkim o jego konkretną strukturę zwaną ciałem migdałowatym). A zatem aktywny kurs z góry na dół mógłby przyczynić się do opanowania nieproporcjonalnej odpowiedzi organizmu do konkretnego bodźca. Im częściej w takich sytuacjach potrafilibyśmy powiedzieć sobie: stop, i pozwolić dojść do głosu rozsądkowi, tym większe prawdopodobieństwo, że ten schemat działania utrwaliłby się w naszym mózgu. Tym samym doszłoby do większej integracji rejonów korowych z podkorowymi.

Widzieć językiem

O tym, jak wielki potencjał tkwi w neuroplastyczności świadczą badania nad „zastępowaniem” utraconych zmysłów (szczególnie wzroku), innymi. Ikoną tych niezwykłych odkryć stał się amerykański lekarz Paul Bach-y-Rita, którego pacjenci uczyli się „widzieć” (tj. orientować w przestrzeni) za pomocą… języka. „Widzenie” uszami (projekt badaczy izraelskich) czy językiem staje się możliwe dzięki zdolnościom przystosowawczym mózgu, zwłaszcza gotowości przejmowania funkcji nieaktywnych ośrodków przez inne. Przepływające innym kanałem zmysłowym informacje przestrzenne sprawiają, że mózg uczy się „widzieć” za pomocą innych danych niż wzrokowe, co jednak wcale nie stanowi przeszkody, by na nowo potrafić poruszać się w otaczającym nas świecie. Dzięki urządzeniu BrainPort, którego twórcą był Bach-y-Rita, Erik Weinhenmayer jako pierwszy niewidomy zdobył w 2001 r. Mount Everest.

Psychoterapia oparta na wiedzy o mózgu (brain-based therapy) jest na gruncie polskim stosunkowo mało rozpoznana. Oczywiście, nie oznacza to, że rozmaite nurty terapeutyczne czy tym bardziej leczenie farmakologiczne, nie korzysta z wiedzy o mózgu. Wręcz przeciwnie – znajomość fizjologii i patologii układu nerwowego człowieka odgrywa tu fundamentalną rolę. Brain-based therapy to jednak podejście zintegrowane, łączące edukację pacjenta w zakresie podstawowych funkcji mózgu (w tym – jego możliwości) z całościowym podejściem do kreowania środowiska przyjaznego mózgowi. W przypadku leczenia zaburzeń lękowych dr John B. Arden (jeden z prekursorów tego paradygmatu) proponuje podejmowanie takich działań, jak opracowywanie diety zdrowej nie tylko pod względem substancji odżywczych, ale również mającej dobroczynny wpływ na funkcje poznawcze i afektywne mózgu. Następnie – wskazuje się na rolę aktywności fizycznej, wprowadza podstawowe ćwiczenia relaksacyjne, a także wspomaga się pacjenta w identyfikowaniu natrętnych myśli i rozumieniu ich wpływu na kondycję psychiczną. Paletę oddziaływań terapeutycznych uzupełniają skale mierzenia poziomu lęku oraz projektowane z należytą ostrożnością próby ekspozycyjne.

To nie ja – to mój mózg!

Inną formę psychoterapii opartej na neuronauce proponuje znany amerykański psychiatra dr Jeffrey M. Schwartz w napisanej wraz z Rebeccą Gladding książce pod tytułem Nie jesteś swoim mózgiem (ang. You are not your brain). Model Schwartza można określić jako 4xR. Jest to schemat działania, jakie podejmuje pacjent w sytuacji pojawienia się symptomów chorobowych. Pierwsze „R” (relabel) polega na zatrzymaniu się, identyfikacji konkretnych odczuć i ich nazwaniu. Drugie „R” (reframe) to przeformułowanie. Schwartz podkreśla tu konieczność wyposażenia pacjenta w podstawową wiedzę na temat neuronalnych mechanizmów odpowiadających za dane zaburzenie. Kiedy dana osoba jest ich świadoma, w momencie pojawienia się (lub nasilenia) objawów może przypomnieć samej sobie, co realnie dzieje się w jej mózgu. Że to błędnie funkcjonujące procesy mózgowe, nie zaś cokolwiek znajdującego się poza jej wpływem. Jak podkreśla badacz – warto sobie wtedy powiedzieć „To nie ja! To mój mózg”. Trzeci krok to refocus, a więc skoncentrowanie się na czymś innym. Schwartz sugeruje, by odciągnąć uwagę od doświadczanych objawów, nawet jeśli są uporczywe i od razu nie przemijają. Model kończy się ponowną oceną (revalue) tego, czego przed momentem doświadczyliśmy. Raz jeszcze należy uzmysłowić sobie bezwartościowość nękających nas symptomów – a zatem ich czysto biologiczne podłoże, wynikające z deregulacji określonych procesów neurochemicznych.  Trzeba powtórzyć sobie, że lęki, myśli, napięcia czy kompulsje, nie są niczym więcej jak wynikiem awarii w naszym układzie nerwowym. Nie są w stanie zmienić świata, uratować nas od wyimaginowanych katastrof czy wpłynąć na czyjkolwiek los zdalnie, samą swoją siłą. Są zdeformowaną informacją mózgową, której można stawić odpór. Jeffrey Schwartz zachęca, by przyglądać się, jak objawy stopniowo zanikają, gdy nie koncentrujemy się na nich tak mocno i gdy niemal z przenikliwością dra House’a uświadamiamy sobie ich podłoże.

Szalik dla mózgu

Jeffrey Schwartz w popularyzowaniu swoich metod wykracza poza świat terapii. Wraz ze znanym coachem Davidem Rockiem propaguje „neuroprzywództwo”, będące podejściem coachingowym opartym na neuronauce. W książce Twój mózg w działaniu (znacznie bardziej rzetelnej aniżeli traktujące o podobnym temacie Fundamenty coachingu jego autorstwa) Rock dokonał przeglądu licznych badań z zakresu neuronauki i bezpośrednio odniósł je do prowadzonej równolegle narracji o doświadczeniach dwojga menedżerów. Na bazie zgromadzonych danych stworzył model SCARF (z ang. szalik), będący akronimem pięciu – jego zdaniem zasadniczych – obszarów, których zaspokojenie czyni mózg pracownika (lub po prostu – człowieka) „szczęśliwszym”.

„S” oznacza status (ang. status) rozumiany jako sposób, w jaki postrzega nas otoczenie. Nie chodzi o sławę czy rozgłos, lecz bardziej o pragnienie bycia dla innych ważnym. „C” (ang. certainty – pewność) związane jest z poczuciem bezpieczeństwa rozumianym jako zdolność przewidzenia najbliższej przyszłości. Przeciwieństwem poczucia pewności jest funkcjonowanie w środowisku zawodowym, w którym nie można być pewnym jutra, czego niechlubną egzemplifikację stanowią korporacje. „A” (ang. autonomy) jak autonomia oznacza świadomość wpływu na kształtowanie własnego życia. Synonimem tak rozumianego terminu może być samosterowność, uznawana często za prymarne kryterium zdrowia psychicznego. „R” oznacza relacje (ang. relatedness). Podobnie jak Cozolino, Rock podkreśla ich kluczową rolę w utrzymywaniu dobrej kondycji mózgu. Badania naukowców z University of Illinois z 2007 r. dowiodły, że osamotnienie przyczynia się do spadku enzymów mózgowych, których niski poziom ogranicza kontrolę stresu i upośledza zdolności zapamiętywania. „F” (ang. fairness) to poczucie bycia traktowanym fair – i funkcjonowanie w takim środowisku. W otoczeniu zawodowym oznacza to równe traktowanie, uczciwy stosunek do pracownika oraz należyte wynagradzanie za wykonaną pracę. Jak wykazali w swoich badaniach Naomi Eisenberger i Matt Lieberman, wykluczenie aktywuje w mózgu te same rejony, co realnie przeżywany ból fizyczny (górna część przedniego zakrętu obręczy). Mówienie o bólu zadawanym przez postawę innych osób, nie jest więc jedynie metaforą.

Błądzić jest rzeczą… mózgu

SCARF to nie jedyny model stosowany w coachingu opartym na neuronauce. Własną koncepcję przedstawił także Christian E. Elger – niemiecki lekarz neurolog, w książce zatytułowanej Neuroleadership (z ang. Neuroprzywództwo). Wymienia w niej cztery, najistotniejsze jego zdaniem, systemy mózgowe, których równowaga umożliwia optymalne funkcjonowanie na co dzień. Są to: układ nagrody (z jego główną strukturą – jądrem półleżącym), układ emocji (na czele z jądrem migdałowatym), system pamięci (hipokamp wraz z licznymi ośrodkami korowymi) oraz system podejmowania decyzji (głównie obszar przedczołowy).

Ponadto Elger wyróżnia siedem zasad, jakimi powinna cechować się organizacja przyjazna mózgowi. Na pierwszym miejscu znajduje się odpowiednie docenianie pracowników, ściśle powiązane z układem nagrody. Badacz podkreśla, że uczucie przyjemności – choćby doświadczane z dużą częstotliwością – nie staje się dla mózgu obojętne (tym samym mózg się do niego nie przyzwyczaja); kolejny bodziec stymulujący ten układ nie traci na swojej sile. Następna zasada głosi uczciwe traktowanie zespołu (bycie fair) i udzielanie konstruktywnej informacji zwrotnej. Tej ostatniej poświęca się obecnie szeregi szkoleń – jak się bowiem okazuje, podstawowym niedoborem organizacji jest zdolność… rozmawiania. W dalszej kolejności Elger wskazuje na sprawny przepływ informacji oraz budowanie relacji międzyludzkich. Jak dowiódł laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii – George Akerlof, asymetria informacji prowadzi w konsekwencji do upadku każdej branży. Można tę obserwację odnieść również do relacji międzyludzkich. Wątpliwości co do intencji innych osób względem nas, to pierwszy krok do stałej nieufności. A na niej trudno zbudować cokolwiek trwałego, poza pogłębiającymi się podejrzeniami.

Tym, co zdaniem Elgera powinno stanowić nieodłączny komponent sposobu postrzegania swojego zespołu przez lidera, jest świadomość unikalności każdej osoby. Badacz stwierdza rzecz oczywistą – każdy mózg jest inny. Wniosek ten nabiera mocy, gdy przypomnimy układ sprzężony mózg-środowisko oraz jego wypadkową, jaką jest umysł.

Autor Neuroprzywództwa wskazuje dalej na ścisłe powiązanie faktów i emocji, akcentując jednocześnie rolę, jaką doświadczenie odgrywa w kształtowaniu naszych postaw. Przekonanie to wydaje się być w całości wywiedzione z terapii poznawczo-behawioralnej. Jako siódmą zasadę – Elger proponuje spontaniczność. Tylko przyzwolenie na nieszablonowe działania z akceptacją popełniania błędów, które w procesach twórczych są nieodłączne, prowadzi do wielkich odkryć, czego ikoną stał się Thomas Edison.

Niemalże identyczne reguły wspomagania „mózgu w organizacji” przedstawił Gerald Hüther, twórca koncepcji wspierającego przywództwa (ang. supportive leadership). Do czterech fundamentów tworzących otoczenie zawodowe sprzyjające utrzymywaniu dobrej kondycji mózgu zaliczył: podejmowanie nowych wyzwań, tworzenie międzydziałowych zespołów, w ramach których dojdzie do lepszego przepływu informacji oraz zacieśnienia relacji między pracownikami, propagowanie filozofii akceptacji dla błędów w procesie tworzenia (positive mistake culture) oraz akcentowanie wagi nagród w szerokim znaczeniu (dostrzeganie zaangażowania, wyrażanie pochwał, podkreślanie wartości pracownika dla firmy, premie, udział w zyskach).   

S jak siła

Podsumowaniem wspomnianych koncepcji zastosowania neuronauki w coachingu może być prosty, a zarazem pojemny model, który integruje kluczowe w tym zakresie zagadnienia. Nazwałem go roboczo modelem „4S” (czyt. force – z ang. siła; w nawiązaniu do siły psychicznej). W jego skład wchodzą:

  1. Samosterowność = poczucie sprawczości, satysfakcja z podjętych działań, odpowiedzialność za własne decyzje.
  2. Społeczność = relacje międzyludzkie; w znaczeniu mikro – relacje z najbliższymi, w znaczeniu mezo – relacje z otoczeniem zawodowym, w znaczeniu makro – moje „ja” w szerokim kontekście społecznym i globalnym.
  3. Stabilność = poczucie bezpieczeństwa i stałości, będące wypadkową stabilności psychicznej, socjalnej i ekonomicznej; ze stabilnością ściśle wiąże się zaufanie w jego różnych wymiarach.
  4. Sprawiedliwość = bycie traktowanym zgodnie z obowiązującymi zasadami, które w żadnej mierze nie naruszają poczucia godności; poczucie przynależności; przekonanie o opłacalności podejmowanych wysiłków. W znaczeniu makro – poczucie sprawiedliwości społecznej.

Kolejność tych wartości nie jest przypadkowa, choć należy dodać, że wszystkie one się przenikają. Samosterowność słusznie uważana bywa za warunek sine qua non równowagi psychicznej. Możliwość oparcia się na drugim człowieku, zwłaszcza w sytuacji niepewności, jest dla każdego bezcennym darem i zasobem umożliwiającym pokonanie trudności. Stąd dopiero na trzecim miejscu stabilność (będąca drugą, podstawową potrzebą w hierarchii Maslowa), do której łatwiej dążyć mając oparcie w sobie i innych. Stojąc na tak solidnym fundamencie można skuteczniej zabiegać o należne traktowanie, nienaruszające osobistego poczucia sprawiedliwości oraz przeciwdziałań jego łamaniu.

Uzupełnieniem tych czterech kategorii jest potrzeba nagrody. Nie wymieniłem jej jako piątej z kolei, ponieważ stanowi siłę przenikającą wszystkie części modelu. Potrzeba nagrody – rozumiana w kontekście neurobiologicznym – nie jest bynajmniej próżnym poszukiwaniem laurów. Owszem, realnie otrzymywanym wyróżnieniom, towarzyszy pobudzenie układu nagrody. Jednak do jego aktywności wcale nie potrzeba Pulitzera. Wystarczą przyjemności doznawane w życiu codziennym. Warto nadmienić, że zaangażowanie mózgowego układu nagrody w podejmowane działania (np. intelektualne) wzmacnia ich skuteczność, jak wspomniane wcześniej buty traperskie wydeptujące głębszy grunt.

Każda z części modelu 4S oraz wchodzące w ich skład zagadnienia (których listę oczywiście można wydłużać) mogą zarówno w ramach terapii, jak i coachingu, a nawet procesu szkoleniowego, zostać poddane bliższemu oglądowi choćby za pomocą popularnej w pomocy psychologicznej techniki skalowania. Ponadto, czerpiąc z podejścia poznawczo-behawioralnego, możemy przyjrzeć się myślom, emocjom i zachowaniom związanym z każdym elementem tego modelu.

Neurorzeźbiarze?

Poznawanie świata ludzkiego mózgu ukazuje najbardziej podstawowe podłoże naszych reakcji – poznawczych, emocjonalnych i behawioralnych. Siła tkwiąca w świadomie powtarzanych czynnościach prowadzi do wyeliminowania niechcianych zwyczajów i zastąpienia ich bardziej pożądanymi. Wszystko to dzieje się dzięki plastyczności mózgu, który w zdumiewający sposób – za pomocą odpowiednio podejmowanych przez nas działań – potrafi dokonać reorganizacji, a w skrajnych przypadkach również swoistej samonaprawy.

Znajomość biologicznego podłoża zmian zachodzących w kliencie, pacjencie, pracowniku czy w nas samych, wzmacnia poczucie bezpieczeństwa przez odrzucenie domysłów i oparcie się na faktach. Dzięki temu pomaga nakreślić odpowiedni kierunek działań. Oczywiście, neuronauka nie jest lekiem na całe zło. A mózgu nie da się trwale zmienić z dnia na dzień. Ale, jak przekonywał Santiago Ramón y Cajal (odkrywca komórek mózgowych, Noblista z 1906 r.) – determinacja i długofalowa systematyczność mogą uczynić każdego z nas rzeźbiarzem własnego mózgu.

Scroll to Top